środa, 15 lipca 2015

Rozdział 3

      Przez kilka następnych dni atmosfera między mną, a Staśkiem była nieco napięta. Nieco... Zachowywaliśmy się wobec siebie przyjaźnie, ale wszystko było jakieś takie powierzchowne. Czułam, że powinniśmy rozmawiać o wielkich sprawach, takich jak nasze znaczenie dla świata, przyszłość, miłość, zaburzenia odżywiania lub efekt motyla. O takich, które omawialiśmy jeszcze tydzień temu, leżąc razem na starym kocu. Tymczasem omawialiśmy tylko przyziemną kwestię pogody, nauki i innych nudnych spraw. Miałam nadzieję, że powoli wszystko wróci do normy.
Teraz Staś miał Ewę, z którą spędzał popołudnia, a Lizzie miała rolki, aparat i dziwny ból we wnętrznościach. Bolało jak cholera. Liczyłam, że za jakiś czas przestanie boleć. Liczyłam na to od maja... Czemu bolało?
Ta sytuacja stanęła mi przed oczami.
    Majówka. Pole za domem Tomka. Ognisko.
Było gorąco, chociaż mogło mi się tak wydawać, bo byłam już po kilku piwach. Staś też. Poszliśmy na spacer. Księżyc mocno świecił, a my chodziliśmy leśną drogą. Na głowie miałam wianek z polnych kwiatów, który zrobiła mi Asia (siedzę z nią na zajęciach z fotografii), ubrana byłam w szarą bluzę Stasia (tą w której widziałam go po raz pierwszy) i dżinsowe szorty. Staś miał na sobie szkarłatne spodenki i czarny T-shirt. Jego oczy były zaszklone, wyglądało jakby płakał, ale nie płakał.
Doszliśmy do jakiejś łąki ogrodzonej starym drewnianym płotem, takim jak z amerykańskich filmów o kowbojach. Staś złapał mnie w talii i podniósł tak bym bez problemu usiadła.
Ja siedziałam, on stał. Śmialiśmy się bez powodu.
-Cześć. - powiedział. Jego oddech pachniał piwem,
-Cześć.
-Wyglądasz jak rusałka w tym wianku.
-Masz na myśli demoniczną istotę zamieszkującą lasy, pola i zbiorniki wodne?
-Spójrz!- zaśmiał się i wskazał na księżyc - Rusałki pojawiały się w czasie nowiu i wabiły do siebie młodzieńców, których zabijały poprzez łaskotanie lub opętańczy taniec.
-Księżyc się zgadza, ale...
Chciałam go połaskotać, ale on złapał mnie za ręce i przybliżył się jeszcze bardziej.
W tym momencie przypomniała mi się Kasia - dziewczyna, która była na kilku randkach ze Stasiem. Na ognisku opowiedziała mi, że się w nim zakochała. Zrobiło mi się przykro. (Potem okazało się, że mówiła tak żeby wzbudzić zazdrość w swoim byłym,)
Czułam się bezpieczna w jego ramionach, ale Kasia... Bolało by to ją... Bardzo.
-Cześć. - powiedział przysuwając się bliżej.
-Cześć.
-Lizzie...
-Nie powinniśmy.
-Aha.
-To ty zacząłeś.
-Ale ty nie uciekłaś.
-No tak.
-I?
-Poprzestańmy na tym, że nasze czoła się stykają, nasze nosy się stykają, a twoja dłoń spoczywa na moim udzie i dalej nie powinniśmy, wiesz?
-Wiem.
Odsunął się  lekko się chwiejąc.
Wtedy jeszcze nie bolało...
Następnego dnia leczyłam kaca, pijąc herbatę z pasiastego kubka w kuchni Tomka. Staś zszedł po schodach i usiadł obok mnie przy małym stoliku nakrytym kraciastym obrusem. Miał opuchnięte oczy i widać było, że jest mu niedobrze.
-Lizzie... - zaczął cicho - To co stało się wczoraj to...
-To co?
-To nie ma znaczenia prawda? Byliśmy pijani.
To bolało. Jak cholera.
Bolało jak rozżarzony pręt w moich wnętrznościach.
-Lizzie? -  Stasiek szturchnął mnie w bok.
-Hm? - bolało tak bardzo, że tylko tyle mogłam z siebie wykrztusić.
-To nie miało znaczenia.
Drugi cios rozżarzonym prętem.
-Tak. - powiedziałam szorstko.
Pamiętam, że szybko się spakowałam i mówiąc chłopakom, że mam problemy rodzinne.
Pojechałam wtedy do Anity.
Od tamtej pory wciąż bolało, ale nauczyłam się zapominać o tym bólu. Da się żyć nawet wtedy gdy twoje wnętrzności przeszywa niesamowity ból.

     Zwlekłam się z łóżka i poszłam w kierunku łazienki. Widok w lustrze mnie przeraził. Ruda dziewczyna w przydużej koszulce z logiem Batmana, którą ,,pożyczyłam'' z szafy starszego brata. Ruda dziewczyna, której włosy były w totalnym nieładzie, oczy były opuchnięte, a jej wzrok był przygnębiający. To niemożliwe, że wyglądałam aż tak źle.
     Po kilkunastu minutach wyglądałam już znośnie, rozczesane proste włosy, zakamuflowane sińce pod oczami i biała sukienka.
Wyglądałam dobrze, ale czułam się okropnie.

***

Siedziałam na holu pod ścianą ze słuchawkami w uszach. Wsłuchiwałam się w delikane gitarowe brzmienie Kodaline, a wszystko wokół mnie stało się wielkim teledyskiem. Wszystko co mnie otaczało idealnie współgrało z rytmem All I Want. To było takie spokojne i melancholijne. Uczniowie siedzący na marmurowych parapetach, rozmawiający o bzdurach, ptaki latające za oknem i nauczyciele przechadzający się raz po raz środkiem korytarza. Nawet włosy Wiktorii (szkolnej gwiazdy/zołzy) kołysały się w rytm.
When you said your last goodbye 
I died a little bit inside
And I lay in tears in bed all night
Alone without you bt my side
Spojrzała na mnie z wyższością i powiedziała coś swojej przyjaciółce. Miałam to gdzieś. Gdy boli cię jak cholera, nie myślisz o tym, że ktoś uważa cię za dziwaka i nieudacznika. 
Obok mnie na podłodze siedziała Anita. Jak zawsze spokojna czytała jakiś kryminał. Jej prawie czarne oczy uważnie śledziły tekst. Co jakiś czas odgarniała włosy z czoła i śmiesznie poruszała nosem.
Znów spojrzałam przed siebie, a Anita szturchnęła mnie w ramię.
-Rano zdarzyło się coś dziwnego,,, Znaczy ja się cieszę, ale... No wiesz. -mówiła z entuzjazmem.
-Co wiem? - zapytałam, wyłączając piosenkę. 
-Damian zaprosił mnie do kina! - Anita prawie piszczała szeptem.
-Ten idiota, o którym gadasz od początku roku szkolnego? - zapytałam z niedowierzaniem. 
Damian należał do tych popularnych. Był przystojny, pewny siebie i był prostakiem.  Anita często  mówiła o nim niepochlebnie, ale na prawdę była w nim zakochana po uszy.
-Tak. Ten idiota. - potwierdziła.
-Wiesz, że go nie lubię, ale będę cię wspierać. - oznajmiłam,
-Dzięki. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. W co w ogóle mam się ubrać? - zapytała chowając książkę do plecaka.
-W cokolwiek. - Anita spojrzała na mnie gniewnie więc sprostowałam - Ale najlepiej w wygodnego i ładnego. Może twoja szara sukienka.
Siedziałyśmy w ciszy i przeglądałyśmy w myślach całą garderobę Anity. 
Zadzwonił dzwonek. Obie wstałyśmy i zabrałyśmy z podłogi nasze plecaki.
-Liz? - Anita szturchnęła mnie w ramię.
-Hm?
-Nie jesteś zła?
-Chce żebyś była szczęśliwa. Wiedz tylko, że jeśli cię skrzywdzi to marny jego los. Lepiej żeby się wtedy trzymał ode mnie z daleka. - odparłam.
-Dzięki. - powiedziała cicho i złapała mnie za rękę. 
Wiedziała, że boli. 
Nie bolało to, że była szczęśliwa. Bolało to, że pamiętałam. 
Wciąż pamiętałam...
     


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz