-Jestem pierdołą! - łkałam w poduszkę.
-Powiedz coś czego nie wiem. - odparła Anita pochłaniając ze smakiem moją czekoladę.
-Jestem beznadziejna...
-Kontynuuj. - powiedziała wstając z zielonego workowatego fotela stojącego pod szafą.
Anita pogłaskała mnie po włosach i poprawiła mi poduszkę, w którą płakałam.
-Właściwie to o co chodzi? - zapytała kładąc się obok mnie na ciasnym łóżku.
-Sama nie wiem... - wydukałam.
Leżałam na brzuchu z twarzą wtuloną w poduszkę, a Anita leżała na plecach z głową opartą o mój tyłek i pożerała następną kostkę czekolady.
-Aha. A więc to nowy atak histerycznego użalania się nad sobą? Liz... - Anita wzięła głęboki oddech i dodała - Jak zwykle zbierasz wszystkie powody do płaczu z całego twojego życia i użalasz się nad sobą... Czy ja płaczę, bo w trzeciej klasie zbłaźniłam się przed całą szkołą? Czy ja użalam się nad tym, że jestem aspołecznym dziwakiem? Czy ja użalam się nad tym, że nie jestem lubiana? Czy płaczę z powodu faceta? Czy...
-Tak. - przerwałam jej - Trzy dni temu...
-Zamknij się! Ja cię tu pocieszam.
-Okay. Jestem wdzięczna. Nie zmienia to jednak faktu, że Damian...
-Damian to już przeszłość. - stwierdziła mlaskając głośno.
-A za jakiś czas znowu zamkniesz się w pokoju słuchając 30 seconds to mars, pożerając wszystko co wpadnie ci w ręce i nie odzywając się do nikogo... - mówiłam do poduszki - Kto cie będzie wtedy pocieszał i dokarmiał? JA!
Anita przytuliła mnie mocno.
-Wiesz co? - szeptała - Gdybyś nie była dla mnie tak cholernie ważna to kopnęłabym cię w dupę.
-Ja ciebie też... - powiedziałam wtulając się w jej szarą bluzę.
Anitę poznałam przez przypadek w pierwszej gimnazjum. Byłam u koleżanki na biwaku. Anita była kuzynką tej koleżanki. Wydawała mi się strasznie cicha i nudna.
Ej! Właściwie wszystkich ważnych dla mnie ludzi na początku uważałam za dziwaków. Tutaj pojawia się dobrze znane hasło ,,Nie oceniaj książki po okładce'', ale ono tu nie pasuje. Bardziej pasowałoby ,,Nie oceniaj człowieka po pierwszym wrażeniu''. Ciekawe kto powiedział, że liczy się pierwsze wrażenie?
Reasumując w skrócie - poznałam ją przez przypadek, ale na początku urwał nam się kontakt. Po roku napisałam do niej z nudów. To wtedy dowiedziałam się jak bardzo wartościowym człowiekiem jest i od tej pory właściwie się przyjaźniłyśmy.
Trzy lata...
Była dobra, kochana, szczera, cholernie denerwująca, zamknięta w sobie, ironiczna, miała irracjonalne poczucie humoru, dziwny światopogląd, była uparta.... Była wyjątkowa. Po prostu.
Oprócz tego była śliczna. Miała smukłe, delikatne rysy twarzy, duże ciemne oczy, jasną cerę i kształtne usta. Jej błyszczące, krótkie włosy koloru gorzkiej czekolady delikatnie okalały jej twarz.
Gdyby Anita była towarzyska, wesoła i pełna energii wszyscy chłopcy by za nią szaleli.
Ale taka nie była. Anita mogłaby całe życie przesiedzieć w pokoju, czytając książki i oglądając filmy.
Anita szybko wstała odsuwając się ode mnie i zabrała telefon z blatu biurka, a ja z braku motywacji do czegokolwiek spadłam bezwładnie na łóżko
-Podnieś się Lizzie! - rozkazała stojąc nade mną.
-Po co? - wydukałam w poduszkę.
-Spróbuj mi wytłumaczyć czemu płaczesz. - zaproponowała.
Podniosłam się i otarłam opuchnięte, zapłakane oczy, odgarnęłam włosy z twarzy i znów padłam na łóżko.
-Co? - jęknęłam - Już mi lepiej. - oznajmiłam szorstko.
-Okay. Już wiem czemu płaczesz. - odparła zwycięsko.
Anita należała do tych ludzi, którzy rozumieli mnie bez słów.
-I to jest właśnie przerażające... - szepnęłam.
Anita usiadła obok mnie na łóżku.
-Zgodnie ze scenariuszami amerykańskich seriali dla nastolatek powinnaś mi się wyżalić i wypłakać, a ja powinnam cię pocieszać i być najlepszą przyjaciółką na świecie. Lecz jako że jesteśmy w Polsce, a żadna z nas nie jest nazbyt wylewna czy też uczuciowa, musimy się zadowolić czekoladą i leżeniem w swoim towarzystwie na ciasnym łóżku, zamieniając czasem kilka słów. - powiedziała głaszcząc mnie po plecach.
-Uwielbiam cię. - powiedziałam cicho.
-Ja ciebie też. - odpowiedziała kładąc się na łóżko obok mnie.
Leżałyśmy w ciszy trochę czasu, aż nagle poczułam przypływ energii.
-Pójdę już. - powiedziałam wstając z łóżka - Chce mi się jeździć.
-Tu już ci nie pomogę. - Anita także się podniosła i wzięła głęboki oddech - Chyba, że w jakiś niesamowity sposób znalazłabym na ulicy parę rolek numer 37 i zaraz po ich nałożeniu nauczyłabym się jeździć.
-Pojeżdżę sama. Tak będzie lepiej.
-Wiem. Pamiętaj tylko, że jakbyś mnie potrzebowała, to drzwi pokoju 32 są zawsze otwarte. - odparła Anita z uśmiechem.
Z moimi rolkami w ręku zapukałam do gabinetu Notesa.
-Proszę. - usłyszałam i otworzyłam drzwi.
W ciasnym gabinecie za drewnianym biurkiem siedział Notes. Ubrany był jak zwykle w swoją kremową koszulę na krótki rękaw i szkarłatny krawat w szare paski, a wokół niego leżały papiery.
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam bez zająknięcia:
-Dzień dobry. Idę pojeździć. Wiem, że jest późno, ale zgodnie z regulaminem mogę przebywać poza internatem - po uprzednim zgłoszeniu mojego wyjścia - do godziny dwudziestej drugiej. Teraz jest godzina dwudziesta, a jutro jest sobota, więc mogłabym być poza internatem troszkę dłużej.
Notes patrzył na mnie jak wryty, ale się uśmiechnął - co nie zdarzało się często.
-Dobrze Elizo, ale masz być w swoim pokoju punktualnie o dwudziestej drugiej. - spojrzał na mnie zza okularów i wrócił do papierkowej roboty, dodając - Miłej zabawy.
Idąc przez korytarz, zobaczyłam Stasia, który rozmawiał z jakimś rudym chłopakiem z drużyny pływackiej. Staś szybko do mnie podbiegł i zapytał:
-Idziesz jeździć?
-Nie. Wzięłam te rolki jako ozdobę, pasowały mi do butów. - uśmiechnęłam się krzywo.
-Mogę z tobą? - zapytał trochę zmieszany, wyczuwał napiętą atmosferę.
-Oczywiście. - odparłam starając się zamaskować mój paskudny nastrój - Tylko zapytaj Notesa.
Staś poszedł w kierunku gabinetu, a na korytarzu zostałam tylko ja i rudy jegomość.
-Adam - rudy chłopak podał mi rękę.
-Lizzie, Liz, Liza, Ela, byle nie Eliza.- również podałam mu rękę i stanęłam na prawej nodze, lekko podpierając się o blat stołu.
-Widzę, że coś nas łączy. - powiedział Adam wskazując na moje włosy związane w kucyk.
-Fakt. Załóżmy tajne stowarzyszenie osób rudych. - zaproponowałam - Z tym że będzie mało tajne, bo od razu będzie widać kto do niego należy.
-TSOR? - zapytał z uśmiechem.
Skinęłam głową i spróbowałam zmienić punkt podparcia. Właśnie w tym momencie runęłam na ziemię jak długa, uderzając głową o blat stołu.
Cholerne nogi! Czemu zawsze przy nowo poznanych ludziach muszę się zbłaźnić!
Byłam zła, ale cała ta sytuacja była tak przekomiczna, że wybuchnęłam śmiechem.
Momentalnie przy mnie zjawił się Staś, który złapał mnie w talii i pomógł mi się podnieść, podczas gdy ja i Adam zanosiliśmy się śmiechem.
-I jak cię tu puścić na rolki Liz, jak ty na nogach się przewracasz? - Stasiek powiedział czule.
-Uwierz mi na rolkach jeżdżę lepiej. - znów zaczęłam się śmiać
-Chciałbym ci wierzyć. - Staś sam wybuchnął śmiechem.
Szliśmy przez park oświetlony okrągłymi lampami. On ze swoją starą zdezelowaną deską, a ja z moimi białymi rolkami do jazdy figurowej.
-To tutaj. - oznajmiłam wskazując na zabetonowany plac służący jako skatepark.
-Ładnie tu. - powiedział.
Fakt, było tam ślicznie. Było już trochę ponuro, a okrągłe lampy oświetlały to miejsce, nadając mu magiczny nastrój.
Założyłam słuchawki, rolki, włączyłam muzykę i zaczęłam jeździć.
Kocham to uczucie, to które towarzyszy jeździe na rolkach. Ta wolność, wiatr we włosach, ta prędkość, ta przyjemna samotność... No nie całkiem.
Jeździłam na rolkach odkąd skończyłam dwanaście lat. W moim życiu były takie okresy, gdy jeździłam po kilka godzin dziennie. Gdy już zaczynałam jeździć czas płynął mi sto razy szybciej.
-Lizzie! - usłyszałam krzyk Stasia.
W prawdzie to prawie o nim zapomniałam, nie zwracałam na niego uwagi, nie widziałam nawet czy jeździ dobrze. W ogóle go nie widziałam. Jeżdżąc na rolkach zapominałam o całym świecie.
-Hm? - zapytałam próbując złapać równowagę po nieudolnym piruecie.
-Za piętnaście. Czas do domu.
-O.
-Wszystko w porządku?
-Tak.
Usiadłam na ławce i zaczęłam rozsznurowywać rolki.
Idąc przez ciemny korytarz nie czułam się samotna. Czułam, że chcę być w moim pokoju, w łóżku, w piżamie i czytać o jakiejś chorobie lub teorii. Wybór był prosty - zespół Aspergera. Wolałam myśleć o częściowym zaburzeniu rozwoju mieszczącym się w spektrum autyzmu, obejmującym upośledzenie umiejętności społecznym, niż o nim.
Gdy wywaliłam się za ziemię - udało mi się zapomnieć.
Gdy jeździłam - udało mi się.
A teraz? Teraz pamiętałam jak nigdy.
O czym? O wszystkim.
Człowiek o słabej pamięci musi być szczęśliwy. Bardzo.
Około godziny dwudziestej trzeciej zadzwonił telefon. To był Staś.
Nie pozwalał mi zapomnieć.
-Witaj. - powiedziałam cicho.
-Witaj. - odpowiedział niskim ciepłym głosem.
-...
-Chciałem zapytać czy wszystko w porządku.
-Już dobrze.
-Nigdy nie widziałem nikogo, kto jeździ tak dobrze jak ty.
-To mało widziałeś..
-Jeździłaś jakby cały świat przestał istnieć.
-Bo przestał...
-Mówiłem do ciebie, a ty nie odpowiadałaś. Potem dopiero zorientowałem się, że masz słuchawki na uszach.
-Wybacz.
-Nic nie szkodzi.
-...
-O jakim zaburzeniu czytasz?
-Zespół Aspergera.
-To ten, który miał Forrest Gump?
-Tak.
-Może i jestem głupi, ale wiem co to miłość.
Idealnie! Ten człowiek był niemożliwy.
-Lubię ten cytat. - odparłam.
-Ja też.
-To pa.
-Lizzie...
Przez chwilę trwaliśmy tak w ciszy. Słyszałam tylko jego oddech.
-Skąd mam wiedzieć co czujesz skoro nic mi nie mówisz? - zapytał.
-Mówię...
-Ale nie wszystko.
-Nie muszę mówić wszystkiego.
-Nie będę cie zmuszał...
-Dzięki.
-...
-...
-To przeze mnie?
-Nie.
-Nie kłam.
-Nie kłamię.
-Lizzie ja...
-Chce mi się spać.
-Lizzie ty wciąż uciekasz...
-Przed czym?
-...
-...
-Nie kłóćmy się...
-Dobrze.
-...
-Przyjaciele?
-...
-Stanisław?
-Przyjaciele. - wydukał cicho.
-...
-...
-Pa.
-Pa.
Rozłączył się.
-Czemu to nie jest proste?! - krzyknęłam i rzuciłam telefonem w kanapę.
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się. To był Notes. Spojrzał na mnie zza okularów i powiedział.
-Życie nie jest łatwe Elizo... Czasem sami je sobie utrudniamy. - ruszył wymownie wąsem po czym dodał szorstko - Cisza nocna. Idź już spać. Dobranoc.
-Dobranoc. - odpowiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz