-Antek! Rusz swój rozlazły przez ciągłe siedzenie przed komputerem tyłek! Miałeś umyć podłogę w salonie, kuchni, jadalni i na korytarzu! Od samego rana mówiłam ci, że masz to zrobić! - mama stała na schodach, krzycząc donośnym głosem i marszcząc groźnie brwi.
-Było mówione: ,,w niedzielę i święta nakazane jest uczestniczyć we mszy świętej i powstrzymywać się od prac niekoniecznych''. Czy jakoś tak... Czy dla Jezusa tak ważne jest to, by w jego urodziny myć tą cholerną podłogę?! - słychać było krzyk Antka dochodzący z jego pokoju. Nie lubił atmosfery przedświątecznej do tego stopnia, że zmieniał się w złośliwego, rozleniwionego bachora.
-Ale to jest ważne dla mnie! - mama marszczyła brwi, aż do tego stopnia, że jej łagodna i śliczna twarz, nabrała diabolicznego wyrazu.
-Mogę się wtrącić? - zapytałam, opierając się o poręcz drewnianych schodów, którą przed chwilą wycierałam.
-Niech będzie... - twarz mamy złagodniała.
-Właściwie... - mówiłam głośno i wyraźnie, tak by mieć pewność, że złośliwy troll mnie usłyszy -Dzisiaj nie ma jego urodzin, a jedynie wigilia jego urodzin. Czyli hipotetycznie nie ma też dziś żadnego święta... Więc łaskawie mógłbyś ruszyć tyłek?! Przez cały dzień harowałam, a panicz ubrał tylko choinkę! Ba! Jeszcze myśli, że napracował się za wsze czasy!
-Dobra! Idę już! - odburknął, wychodząc z pokoju, a w ramach protestu donośnie trzasnął drzwiami, powodując tym samym kolejną falę złości u naszej rodzicielki.
Pomiędzy pomocą w kuchni, sprzątaniem, a prasowanie koszul męskiej części naszej rodziny, lubiłam pomagać mamię w walkach słownych z jej pierworodnym.
Nie lubiłam tej atmosfery, która gościła w naszym domu przed kolacją wigilijną, aczkolwiek starałam się nie być tak zdenerwowana jak mama i Antek. Właśnie mój starszy brat odziedziczył po mamie nerwowość, ale niestety odziedziczył także lenistwo i ironiczne podejście do życia taty. Taki układ cech charakteru tworzył mieszankę wybuchową, którą potrafił doprowadzić naszą rodzicielkę do białej gorączki.
Około osiemnastej wszyscy byli dla siebie mili i z entuzjazmem celebrowali wigilijny wieczór. Standardowo. Fakt, iż wszystkie te denerwujące zachowania moich bliskich ustaną wraz z pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdki, uważałam za swego rodzaju świąteczny cud.
Wszystko odbywało się jak co roku: wigilia, otwieranie prezentów ( pluszowe skarpety, nowy obiektyw do makro, kubek w skandynawski zygzak - mama i tata, szara bluza z lisem - Antek, ogromna czekolada i poduszka z nadrukiem niedźwiedzia polarnego w szwedzkim stylu - Anita, wielkie wiaderko żelków i pluszowy miś - Tomek, paczka od Stasia, którą przemyciłam ukradkiem do mojego pokoju i schowałam pod łóżkiem ) , czas wolny ( mycie naczyń i bawienie się razem z Piotrusiem jego nowymi klockami LEGO ), pasterka, pogadanki rodzinne i wyganianie nas do łóżek. Nie było w tych świętach nic niezwykłego i niecodziennego.
Była trzecia w nocy, a ja siedziałam na moim łóżku i gapiłam się tępo w prezent od Stasia, znaleziony pod świątecznym drzewkiem, chciałam otworzyć go w spokoju, z dala od ciekawskich spojrzeń mojej rodzinki. Powoli zaczęłam rozrywać ozdobny papier w różnokolorowe bombki... To była czerwona, flanelowa koszula. Ta, którą od niego pożyczyłam... Trzeba przyznać, że prezent mu się udał. Zastanawiałam się czy album ze zdjęciami naszych wspólnych chwil, który dostał ode mnie, też uzna za trafiony podarek. Ciekawe czy się uśmiechnął, gdy go zobaczył... Brakowało mi jego uśmiechu. Nawet tego krzywego...
Ale to nie tylko koszula... Serce biło mi jak szalone, a moje ręce trzęsły się do tego stopnia, iż nie mogłam otworzyć tej przeklętej teczki, która była owinięta w flanelową koszulę... Otworzyłam teczkę. Na wierzchu była neonowo-żółta karteczka, na której był ładnie wykaligrafowany liścik. Wzięłam głęboki oddech.
Każdy ze szkiców jest z innego okresu mojej ,,twórczości'' (jeśli można to tak nazwać), więc wybacz, że nie wszystkie są wykonane tą samą techniką, czy też, że różnią się od siebie. Postarałem się znaleźć w moim rysunkowym archiwum nieco więcej prac, aczkolwiek nie każdy był godzien miana ,,dobrego szkicu''. Chciałbym też żebyś wiedziała, iż wcale nie jestem nienormalnym, szalonym psychofanem twojej osoby, ale jedynie traktuję cię jako swoją muzę (co pewnie uznasz jako ,,nazbyt romantyczne i przesadne określenie'').
Dziękuję ci za pół roku w roli mojej muzy, przyjaciółki i ukochanej, najwspanialszej dziewczyny na świecie.
Serce biło mi jeszcze szybciej. Czytałam w kółko i w kółko ostatnią linijkę, która wierciła mi jeszcze głębszą dziurę w wnętrznościach... ,,Dziękuję ci za pół roku w roli mojej muzy, przyjaciółki i ukochanej, najwspanialszej dziewczyny na świecie''... Nie wiedziałam jak to odczytać...Ukochanej ORAZ najwspanialszej przyjaciółki czy może ukochanej przyjaciółki... Odwróciłam kartkę leżącą pod spodem... Był na niej rysunek śpiącej mnie i następny list...
Nie myśl, że jestem psycholem, który przychodzi do ciebie w nocy i robi twoje portrety...
To było w zeszłym roku szkolnym, w czerwcu. Siedziałem przed komputerem i pisałem wypracowanie pod tytułem ,,impresjoniści polscy'' (potwornie nudne, które miało poprawić moje oceny), a ty zapukałaś do moich drzwi. Od razu wiedziałem, że to ty, bo masz swój masz swój określony rytm stukania, no i oczywiście mówiłaś mi w szkole, że wpadniesz około godziny siedemnastej.
To było w zeszłym roku szkolnym, w czerwcu. Siedziałem przed komputerem i pisałem wypracowanie pod tytułem ,,impresjoniści polscy'' (potwornie nudne, które miało poprawić moje oceny), a ty zapukałaś do moich drzwi. Od razu wiedziałem, że to ty, bo masz swój masz swój określony rytm stukania, no i oczywiście mówiłaś mi w szkole, że wpadniesz około godziny siedemnastej.
Zaczęłam stukać o oparcie łóżka, ale nie potrafiłam pukać jak zwykle... Nawet nie wiedziałam w jaki sposób zwykle pukam...
...Weszłaś do mojego pokoju i od razu usiadłaś na moim łóżku. Uśmiechałaś się tak ślicznie... Twój uśmiech nie zniknął nawet, kiedy powiedziałem ci, że musisz poczekać, bo znając mój zapał, gdybym zrobił sobie przerwę, to bym już nigdy nie skończył tego okropnie nudnego wypracowania. Położyłaś się na moim łóżku i zaczęłaś przeglądać zdjęcia na swoim telefonie.
Gdy skończyłem, ty już spałaś. Wyglądałaś tak słodko i bezbronnie... Może i jestem nienormalny, ale po prostu musiałem zrobić ci zdjęcie... Potem wziąłem kartkę i zacząłem cię szkicować. Nie wiem ile to trwało. Gdy zobaczyłem, że zaczęłaś się budzić, odłożyłem kartkę na biurko i przykryłem ją kilkoma podręcznikami. Ty powoli otwierałaś swoje zielone oczy, a ja głośno stukałem palcami o blat biurka. Skrzyczałaś mnie, że wcześniej cię nie obudziłem, a potem poszliśmy do kina, ale na inny film niż planowaliśmy. Nie pamiętam na jaki... Pamiętam, że nie chciałaś dzielić się popcornem. To dziwne... Pamiętam każdy twój komentarz do filmu, ale nie pamiętam o czym on był...
Gdy skończyłem, ty już spałaś. Wyglądałaś tak słodko i bezbronnie... Może i jestem nienormalny, ale po prostu musiałem zrobić ci zdjęcie... Potem wziąłem kartkę i zacząłem cię szkicować. Nie wiem ile to trwało. Gdy zobaczyłem, że zaczęłaś się budzić, odłożyłem kartkę na biurko i przykryłem ją kilkoma podręcznikami. Ty powoli otwierałaś swoje zielone oczy, a ja głośno stukałem palcami o blat biurka. Skrzyczałaś mnie, że wcześniej cię nie obudziłem, a potem poszliśmy do kina, ale na inny film niż planowaliśmy. Nie pamiętam na jaki... Pamiętam, że nie chciałaś dzielić się popcornem. To dziwne... Pamiętam każdy twój komentarz do filmu, ale nie pamiętam o czym on był...
Wzięłam do ręki drugą kartkę... Nie mogłam się uspokoić, ale pomimo mojego zdenerwowania czułam, że dziura w moich wnętrznościach powoli się zrasta... Czułam, że tymi listami zaczął odkrywać swoje karty.
To pewnie pamiętasz... W sierpniu pojechaliśmy wszyscy razem nad morze na kilka dni (Tomek, Ja, Ty, Asia i Kuba). Zdjęcie na którego podstawie to rysowałem, zrobił Kuba. Chyba nawet nie wiesz o tym, że je zrobił. Wygłupialiśmy się na promenadzie... Siedziałaś na murku i mówiłaś, że nie chce ci się iść na plaże, a my byliśmy uparci. Uśmiechnęłaś się zaczepnie i podkreśliłaś, że nie chcesz IŚĆ, więc podszedłem do ciebie i kazałem ci wskoczyć na moje plecy. Nie byłaś wcale ciężka. (nawet nie wiesz jak bym chciał tu wtrącić jakąś emotikonę, ale czułbym się źle wprowadzając dodatkowe znaki interpunkcyjne, które tworzyłyby niepotrzebne buźki, tylko dlatego, że boję się jak odczytasz moje intencję, ach te dylematy ery smartphonów ). Niosłem cię chyba nad samą plażę, po czym udawałem, że chcę cię zrzucić do wody, a ty strasznie głośno krzyczałaś, a właściwie to śmiałaś się i przeklinałaś bardzo donośnym głosem... Wszyscy patrzyli na nas jak na dziwaków.
Późnym wieczorem siedzieliśmy wszyscy razem przy ognisku obok naszego domku. Trochę wypiliśmy, a ty znów zasnęłaś (aczkolwiek nie wypiłaś dużo). Siedziałem na ziemi, a ty spałaś w moich ramionach. To było mega przyjemne... Mogłem cię głaskać po policzkach i bawić się twoimi włosami ( emotikona płacząca ze śmiechu ). Wiem, brzmi to bardzo źle. Być może jestem nienormalny. Nad ranem odłożyłem cię do łóżka. Później prawie niczego nie pamiętałaś. Może to i lepiej...
Późnym wieczorem siedzieliśmy wszyscy razem przy ognisku obok naszego domku. Trochę wypiliśmy, a ty znów zasnęłaś (aczkolwiek nie wypiłaś dużo). Siedziałem na ziemi, a ty spałaś w moich ramionach. To było mega przyjemne... Mogłem cię głaskać po policzkach i bawić się twoimi włosami ( emotikona płacząca ze śmiechu ). Wiem, brzmi to bardzo źle. Być może jestem nienormalny. Nad ranem odłożyłem cię do łóżka. Później prawie niczego nie pamiętałaś. Może to i lepiej...
Wzięłam serię głębokich wdechów i spojrzałam na następny rysunek...
-O mój Boże... - westchnęłam.
Po policzkach zaczęły mi spływać łzy
Drzwi do mojego pokoju zaczęły się otwierać. W myślach przeprowadziłam szybką kalkulację ,,Tata śpi jak kamień, więc to nie może być on. Mama budzi się w nocy kilkakrotnie, ale przecież wcześniej była w pokoju Piotrka. Po co miałaby zaglądać do mojego? Piotruś na pewno już śpi, a Antek...''.
-Puk, puk. - Antek wychylił się zza drzwi, a ja w ułamku sekundy zakryłam listy i szkice koszulą w kratę, tak by ich przypadkiem nie zobaczył - Wszystko dobrze Lizzie?
Zacisnęłam usta, otarłam oczy i wycedziłam przez zęby:
-Wszystko w porządku.
-Widzę, że wcale tak nie jest. - wszedł do mojego pokoju, zamknął cicho drzwi i podszedł do mojego łóżka -Nie płakałabyś z byle powodu.
-Nie płakałam.
-Nie, wcale. - usiadł obok mnie na łóżku.
-Czemu nie śpisz? - zapytałam gapiąc się na koszulę.
-Grałem z kumplami i zgłodniałem, więc chciałem wybrać się na dół do kuchni, by zjeść sobie zimne krokiety. - odparł, wycierając moje mokre policzki rękawem swojej czerwonej bluzy.
-Przestań! - złapałam go za nadgarstek i odsunęłam jego rękę.
-...
-...
-Co tam masz? - wskazał na koszulę.
-Nic.
-Nie umiesz kłamać.
-Nieważne. Jak chcesz, to zobacz. - westchnęłam, a z moich oczu pociekły łzy.
Podniósł koszulę, wyjął spod niej stosik kartek i karteczek. Szeroko otworzył oczy. Od razu zaczął czytać i przeglądać rysunki. Po kilku minutach, kiedy skończył czytać list o wakacjach nad morzem, wziął do ręki mój portret.
-Wow! - szepnął z zachwytem.
-Świetne szkice prawda? - uśmiechnęłam się przez łzy.
-Tak. Ja nie umiem rysować... Nie znam się... Znaczy nie wiem czy są dobrze wykonane, ale... Są prawdziwe... Bardzo. Ten portret nie wygląda jak portret, ale jak ty... Znaczy... Ma to samo spojrzenie...
Wziął do ręki list, a ja złapałam go za rękę.
-Nie!
-Ale co? - prawie krzyknął ze zdenerwowania, a ja zakryłam mu usta ręką.
-Jeszcze go nie czytałam...
-Przeczytać na głos? - zapytał cicho, odsuwając moją dłoń.
-Mhm.
Wziął głęboki wdech i zaczął cicho czytać:
-Ten rysunek (zresztą jak każdy) też ma swoją historię... To było na początku października. Siedzieliśmy w twoim pokoju, zajadając zupkę chińską. Rozmawialiśmy o tym, że makaron z owych zupek zatyka jelita i jeśli będzie się je jadło codziennie można sobie nieźle je zakorkować. Ta... Typowe tematy... Potem rozmawialiśmy bodajże o o dzieciach z wadami wrodzonymi. Powiedziałaś, że jeśli miałabyś dziecko z taką wadą, to byś je kochała i wspierała pomimo wszystkich trudności. Potem powiedziałaś ,,Jeśli się kogoś kocha, to pomimo wszystko... Nawet jak ten ktoś cię zrani... Nawet jeśli zostanie po tym dziura we wnętrznościach... Kochasz i tak. Choćbyś nie wiem jak chciał przestać i zapomnieć... Trudno przestać'' (zapisałem to sobie), a potem dodałaś ,,Podobno lekarstwem na starą miłość jest nowa... Wiem to okrutne, ale jako ludzie staramy się wynagrodzić nasze straty...".
Potem oglądaliśmy jakiś nudny film, ale nie pamiętam jaki.
Dygresja : Podobno zapamiętujemy tylko to co chcemy pamiętać... Chyba w to nie wierzę. Gdyby to była prawda, nie pamiętałbym naprawdę wielu rzeczy. Nieważne.
Uznałaś potem, że nie wychodzisz dobrze na zdjęciach zrobionych z zaskoczenia. Postanowiłem ci udowodnić, że wcale tak nie jest. Następnego dnia rano, na historii siedziałaś z przodu. Kowalska robiła jakiś wykład Romkowi. Poprosiłem Tomka żeby cię zawołał. Ty się odwróciłaś, a ja zrobiłem zdjęcie. Miałem ci je pokazać na przerwie, ale mi gdzieś uciekłaś. Mogłem ci powiedzieć później, aczkolwiek zapomniałem. Ach ta pamięć...
-O mój Boże... - westchnęłam.
Po policzkach zaczęły mi spływać łzy
Drzwi do mojego pokoju zaczęły się otwierać. W myślach przeprowadziłam szybką kalkulację ,,Tata śpi jak kamień, więc to nie może być on. Mama budzi się w nocy kilkakrotnie, ale przecież wcześniej była w pokoju Piotrka. Po co miałaby zaglądać do mojego? Piotruś na pewno już śpi, a Antek...''.
-Puk, puk. - Antek wychylił się zza drzwi, a ja w ułamku sekundy zakryłam listy i szkice koszulą w kratę, tak by ich przypadkiem nie zobaczył - Wszystko dobrze Lizzie?
Zacisnęłam usta, otarłam oczy i wycedziłam przez zęby:
-Wszystko w porządku.
-Widzę, że wcale tak nie jest. - wszedł do mojego pokoju, zamknął cicho drzwi i podszedł do mojego łóżka -Nie płakałabyś z byle powodu.
-Nie płakałam.
-Nie, wcale. - usiadł obok mnie na łóżku.
-Czemu nie śpisz? - zapytałam gapiąc się na koszulę.
-Grałem z kumplami i zgłodniałem, więc chciałem wybrać się na dół do kuchni, by zjeść sobie zimne krokiety. - odparł, wycierając moje mokre policzki rękawem swojej czerwonej bluzy.
-Przestań! - złapałam go za nadgarstek i odsunęłam jego rękę.
-...
-...
-Co tam masz? - wskazał na koszulę.
-Nic.
-Nie umiesz kłamać.
-Nieważne. Jak chcesz, to zobacz. - westchnęłam, a z moich oczu pociekły łzy.
Podniósł koszulę, wyjął spod niej stosik kartek i karteczek. Szeroko otworzył oczy. Od razu zaczął czytać i przeglądać rysunki. Po kilku minutach, kiedy skończył czytać list o wakacjach nad morzem, wziął do ręki mój portret.
-Wow! - szepnął z zachwytem.
-Świetne szkice prawda? - uśmiechnęłam się przez łzy.
-Tak. Ja nie umiem rysować... Nie znam się... Znaczy nie wiem czy są dobrze wykonane, ale... Są prawdziwe... Bardzo. Ten portret nie wygląda jak portret, ale jak ty... Znaczy... Ma to samo spojrzenie...
Wziął do ręki list, a ja złapałam go za rękę.
-Nie!
-Ale co? - prawie krzyknął ze zdenerwowania, a ja zakryłam mu usta ręką.
-Jeszcze go nie czytałam...
-Przeczytać na głos? - zapytał cicho, odsuwając moją dłoń.
-Mhm.
Wziął głęboki wdech i zaczął cicho czytać:
-Ten rysunek (zresztą jak każdy) też ma swoją historię... To było na początku października. Siedzieliśmy w twoim pokoju, zajadając zupkę chińską. Rozmawialiśmy o tym, że makaron z owych zupek zatyka jelita i jeśli będzie się je jadło codziennie można sobie nieźle je zakorkować. Ta... Typowe tematy... Potem rozmawialiśmy bodajże o o dzieciach z wadami wrodzonymi. Powiedziałaś, że jeśli miałabyś dziecko z taką wadą, to byś je kochała i wspierała pomimo wszystkich trudności. Potem powiedziałaś ,,Jeśli się kogoś kocha, to pomimo wszystko... Nawet jak ten ktoś cię zrani... Nawet jeśli zostanie po tym dziura we wnętrznościach... Kochasz i tak. Choćbyś nie wiem jak chciał przestać i zapomnieć... Trudno przestać'' (zapisałem to sobie), a potem dodałaś ,,Podobno lekarstwem na starą miłość jest nowa... Wiem to okrutne, ale jako ludzie staramy się wynagrodzić nasze straty...".
Potem oglądaliśmy jakiś nudny film, ale nie pamiętam jaki.
Dygresja : Podobno zapamiętujemy tylko to co chcemy pamiętać... Chyba w to nie wierzę. Gdyby to była prawda, nie pamiętałbym naprawdę wielu rzeczy. Nieważne.
Uznałaś potem, że nie wychodzisz dobrze na zdjęciach zrobionych z zaskoczenia. Postanowiłem ci udowodnić, że wcale tak nie jest. Następnego dnia rano, na historii siedziałaś z przodu. Kowalska robiła jakiś wykład Romkowi. Poprosiłem Tomka żeby cię zawołał. Ty się odwróciłaś, a ja zrobiłem zdjęcie. Miałem ci je pokazać na przerwie, ale mi gdzieś uciekłaś. Mogłem ci powiedzieć później, aczkolwiek zapomniałem. Ach ta pamięć...
Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć - ona nie.
Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek.
Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa - i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie - pamięć jest twoim panem.
John Irving
Lubię ten cytat.
Lubię ten cytat.
Twój Staś
Łzy znów pociekły mi po policzkach.
-Lizzie? - szeptał Antek.
-Hm?
-To nie jest twój chłopak?
-Nie. - odparłam cicho, zaciskając zęby.
-...
-...
-...
-...
-Kocha cie... - westchnął cicho.
-Chyba tak...
-A ty go kochasz?
-Bardzo. - znów zacisnęłam zęby. Obawiałam się, że z powodu ciągłego zaciskania szczęki nabawię się jakiejś wady zgryzu, ale gdybym jej nie zaciskała z moich ust wydostałby się piskliwy, płaczliwy głosik, którego nienawidziłam.
-Czemu nie jesteście razem?
Przytuliłam się do niego i wybuchnęłam bezgłośnym szlochem. Reszta potoczyła się już w zupełnie niespodziewanym kierunku...
Antek był jedyną osobą ( oprócz Anity ), której opowiedziałam o majowej nocy. W życiu bym się nie spodziewała, że powiem coś tak intymnego i osobistego przerośniętemu trollowi, który jest na dodatek moim bratem. Pod wpływem emocji robi się dziwne rzeczy... Chciałam się komuś wyżalić, wypłakać ,a on był jedyną osobą w pobliżu.
Antek był jedyną osobą ( oprócz Anity ), której opowiedziałam o majowej nocy. W życiu bym się nie spodziewała, że powiem coś tak intymnego i osobistego przerośniętemu trollowi, który jest na dodatek moim bratem. Pod wpływem emocji robi się dziwne rzeczy... Chciałam się komuś wyżalić, wypłakać ,a on był jedyną osobą w pobliżu.
-Napisz do niego... - szeptał, głaszcząc moje plecy.
-Co mam mu niby napisać?! - łkałam głośno.
-Uspokój się... Napisz żeby przyjechał na sylwestra.
-Po co?
-Przynajmniej będziecie mieli okazję pogadać za żywo... Wytłumaczyć sobie TO wszystko.
-...
-...
-...
-...
-Jutro...
-Jutro to mistyczna kraina, gdzie przechowuje si.ę 99% produktywności, motywacji i dokonań całej ludzkości. Lizzie... Wiem, że to trudne, lecz po prostu m u s i s z to zrobić. Nie mówię, że się uda, ale chcę żebyś przynajmniej postarała się być szczęśliwa...
-...
-...
-Ale ja...
-Ale co?
-Boję się...
-Rozumiem.
-To jest mój problem tchórzostwo...
-...
-...
-Czego się boisz?
-Boję się... Pokazać swoje prawdziwe uczucia... Boję się, ze to się nie uda. Boję się pokazać prawdziwą siebie, w sensie moje uczucia... Boję się jego reakcji. przeraża mnie fakt, ze mogę to spieprzyć... Że będę go raniła... Kocham go, ale boję się być kochana...
-Lizzie...
Mam wątpliwości, rozumiesz?! Z dnia na dzień coraz większe... A wiesz co jest w tym najśmieszniejsze?! To, ze one nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości!
-Ba da bums! - Antek udawał perkusistę, który pracuje jako ,,znacznik'' kawałów w słabym amerykańskim stand-upie z przygłupią publicznością, której trzeba tłumaczyć puenty dowcipów.
-Nie pomagasz...
-Wiem.
-...
-...
-....
-...
-Pamiętasz jak śpiewałam publicznie?
-Tam. To było w podstawówce...
-Chyba dobrze mi szło... Mówili, że powinnam śpiewać...
-Wiem.
-Wtedy zaczepiali mnie jacyś starsi chłopcy z gimnazjum... Przygryzali... To były jakieś pierdoły. ,,Eliza! Zaśpiewaj coś!'', ,,Może zostań piosenkarką.''... Ten ich ton... Pełen złośliwości. Nie był pogardliwy, ale sprawiał ból. Strach, wstyd, zażenowanie i ból jedenastoletniej dziewczynki... Zadany przez głupie docinki, które teraz skomentowałabym prostym i krótkim ,,Pieprzcie się!''...
-O czym my właściwie rozmawiamy?
-Zastanawiałeś się kiedyś czemu tak nagle przestałam śpiewać?
-Prawdę mówiąc - nie.
-Bałam się... To nie nowość prawda?
-Liz...
-Mogło się przecież okazać, że wcale tak dobrze nie śpiewam... Oni mogli mi to mówić tylko po to, by pośmiać się z dziecka, ale ja to przyjęłam całkiem poważnie... Kiedy mogłam rezygnowałam z występów... W końcu uznałam, że ja wcale nie umiem śpiewać. Bałam się takiej reakcji... Tej samej co wtedy.
-Czyli to dlatego...
-Często zastanawiam się jakby to było, gdybym ja.... Śpiewała nadal.
-Lizzie... Ja nie wiedziałem.
-Domyślam się.
-....
-....
-Nie możesz żyć w ciągłym strachu....
-....
-....
-Mam problem ze sobą.
-To prawda.
-Dzięki, że jesteś.
-Do usług. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nic nie zrobiłem.
-Zrobiłeś wiele.
-Wcale nie.
-....
-....
-Idź już po te krokiety. No chyba, ze chcesz się przede mną wygadać.
-Nie dziękuję, wolę jedzenie. - wstał z łóżka i cmoknął mnie w czoło.
''Świetny cytat '' pomyślałam.
-Witam. - usłyszałam niski zachrypnięty głos.
-Staś?
-Oczywiście. Być może zmylił cie mój seksowny, radiowy głos, który pojawił się u mnie wraz z gorączką, bólem gardła i katarem. - zaśmiał się cicho.
-Przez telefon brzmisz bardziej jak zwyrodniały, zboczony facet po czterdziestce. - stwierdziłam.
-A więc nie doceniasz mojego barytonu?
-Doceniam. - westchnęłam - Nie obudziłam cię?
-Nie no coś ty! Kto normalny śpi o czwartej nad ranem?! Przecież każdy o tej porze rozmyśla nad swoim życiem. - odparł z udawaną radością.
-Jak ci się podobał prezent? - wydukałam.
-Idealny! Ten album jest niesamowity! Zaraz, zaraz... Źle sformułowane zdanie. To jego zawartość jest niesamowita.
-Dzięki.
-A mój?
-Zaparł mi dech w piersiach i wywołał łzy. - odparłam szczerze.
-Radości?
-Sama nie wiem....
-...
-...
Wzięłam głęboki wdech i zapytałam:
-Przyjedziesz do mnie?
-Co? - był zdziwiony.
-Czy przyjedziesz do mnie na sylwestra?
-Jeśli chcesz go spędzić w moim towarzystwie, będzie to dla mnie zaszczyt.
-Dzięki.
-Sprawdzić pociągi?
-Nie trzeba. Pierwszy masz o siódmej dwadzieścia, a drugi o dwunastej piętnaście.
-Którym mam przyjechać?
-Ty wybieraj.
-Okay. Spodziewaj się niespodziewanego.
-...
-...
-Mam problemy ze sobą...
-Mam to samo ze sobą.
-...
-...
-Potrzebuję cię.
-...
-...
-Ja ciebie też.
-Dobranoc.
-Dobranoc i do zobaczenia w sylwestra... - szepnął.
-Do zobaczenia w sylwestra. - westchnęłam.
Rozłączył się, a ja poczułam, że teraz najgorsze przede mną. To był czas na pokonanie mojego strachu przed porażką.
-...
-Czego się boisz?
-Boję się... Pokazać swoje prawdziwe uczucia... Boję się, ze to się nie uda. Boję się pokazać prawdziwą siebie, w sensie moje uczucia... Boję się jego reakcji. przeraża mnie fakt, ze mogę to spieprzyć... Że będę go raniła... Kocham go, ale boję się być kochana...
-Lizzie...
Mam wątpliwości, rozumiesz?! Z dnia na dzień coraz większe... A wiesz co jest w tym najśmieszniejsze?! To, ze one nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości!
-Ba da bums! - Antek udawał perkusistę, który pracuje jako ,,znacznik'' kawałów w słabym amerykańskim stand-upie z przygłupią publicznością, której trzeba tłumaczyć puenty dowcipów.
-Nie pomagasz...
-Wiem.
-...
-...
-....
-...
-Pamiętasz jak śpiewałam publicznie?
-Tam. To było w podstawówce...
-Chyba dobrze mi szło... Mówili, że powinnam śpiewać...
-Wiem.
-Wtedy zaczepiali mnie jacyś starsi chłopcy z gimnazjum... Przygryzali... To były jakieś pierdoły. ,,Eliza! Zaśpiewaj coś!'', ,,Może zostań piosenkarką.''... Ten ich ton... Pełen złośliwości. Nie był pogardliwy, ale sprawiał ból. Strach, wstyd, zażenowanie i ból jedenastoletniej dziewczynki... Zadany przez głupie docinki, które teraz skomentowałabym prostym i krótkim ,,Pieprzcie się!''...
-O czym my właściwie rozmawiamy?
-Zastanawiałeś się kiedyś czemu tak nagle przestałam śpiewać?
-Prawdę mówiąc - nie.
-Bałam się... To nie nowość prawda?
-Liz...
-Mogło się przecież okazać, że wcale tak dobrze nie śpiewam... Oni mogli mi to mówić tylko po to, by pośmiać się z dziecka, ale ja to przyjęłam całkiem poważnie... Kiedy mogłam rezygnowałam z występów... W końcu uznałam, że ja wcale nie umiem śpiewać. Bałam się takiej reakcji... Tej samej co wtedy.
-Czyli to dlatego...
-Często zastanawiam się jakby to było, gdybym ja.... Śpiewała nadal.
-Lizzie... Ja nie wiedziałem.
-Domyślam się.
-....
-....
-Nie możesz żyć w ciągłym strachu....
-....
-....
-Mam problem ze sobą.
-To prawda.
-Dzięki, że jesteś.
-Do usług. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nic nie zrobiłem.
-Zrobiłeś wiele.
-Wcale nie.
-....
-....
-Idź już po te krokiety. No chyba, ze chcesz się przede mną wygadać.
-Nie dziękuję, wolę jedzenie. - wstał z łóżka i cmoknął mnie w czoło.
''Świetny cytat '' pomyślałam.
-Witam. - usłyszałam niski zachrypnięty głos.
-Staś?
-Oczywiście. Być może zmylił cie mój seksowny, radiowy głos, który pojawił się u mnie wraz z gorączką, bólem gardła i katarem. - zaśmiał się cicho.
-Przez telefon brzmisz bardziej jak zwyrodniały, zboczony facet po czterdziestce. - stwierdziłam.
-A więc nie doceniasz mojego barytonu?
-Doceniam. - westchnęłam - Nie obudziłam cię?
-Nie no coś ty! Kto normalny śpi o czwartej nad ranem?! Przecież każdy o tej porze rozmyśla nad swoim życiem. - odparł z udawaną radością.
-Jak ci się podobał prezent? - wydukałam.
-Idealny! Ten album jest niesamowity! Zaraz, zaraz... Źle sformułowane zdanie. To jego zawartość jest niesamowita.
-Dzięki.
-A mój?
-Zaparł mi dech w piersiach i wywołał łzy. - odparłam szczerze.
-Radości?
-Sama nie wiem....
-...
-...
Wzięłam głęboki wdech i zapytałam:
-Przyjedziesz do mnie?
-Co? - był zdziwiony.
-Czy przyjedziesz do mnie na sylwestra?
-Jeśli chcesz go spędzić w moim towarzystwie, będzie to dla mnie zaszczyt.
-Dzięki.
-Sprawdzić pociągi?
-Nie trzeba. Pierwszy masz o siódmej dwadzieścia, a drugi o dwunastej piętnaście.
-Którym mam przyjechać?
-Ty wybieraj.
-Okay. Spodziewaj się niespodziewanego.
-...
-...
-Mam problemy ze sobą...
-Mam to samo ze sobą.
-...
-...
-Potrzebuję cię.
-...
-...
-Ja ciebie też.
-Dobranoc.
-Dobranoc i do zobaczenia w sylwestra... - szepnął.
-Do zobaczenia w sylwestra. - westchnęłam.
Rozłączył się, a ja poczułam, że teraz najgorsze przede mną. To był czas na pokonanie mojego strachu przed porażką.